Umawiające się Strony po rozważeniu zawartej w rezolucji Ogólnego Zgromadzenia Narodów Zjednoczonych Nr 96/I z dnia 11 grudnia 1946 r. deklaracji, stwierdzającej, że ludobójstwo jest zbrodnią w obliczu prawa międzynarodowego, sprzeczną z duchem i celami Narodów Zjednoczonych i potępioną przez świat cywilizowany:
uznając, że we wszystkich okresach historycznych ludobójstwo wyrządziło ludzkości wielkie straty;
w przekonaniu, że międzynarodowa współpraca jest konieczna dla uwolnienia ludzkości od tej ohydnej klęski;
zgadzają się na poniższe postanowienia:
Artykuł I.
Umawiające się Strony potwierdzają, że ludobójstwo, popełnione zarówno w czasie pokoju jak podczas wojny, stanowi zbrodnię w obliczu prawa międzynarodowego, oraz zobowiązują się zapobiegać tej zbrodni i karać ją.
Artykuł II.
W rozumieniu Konwencji niniejszej ludobójstwem jest którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich:
zabójstwo członków grupy,
spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy,
rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia, obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego,
stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy,
przymusowe przekazywanie dzieci członków grupy do innej grupy.
Artykuł III.
Następujące czyny podlegają karze:
ludobójstwo,
zmowa w celu popełnienia ludobójstwa,
bezpośrednie i publiczne podżeganie do popełnienia ludobójstwa,
usiłowanie popełnienia ludobójstwa,
współudział w ludobójstwie.
Artykuł IV.
Winni ludobójstwa lub któregokolwiek z czynów, wymienionych w Artykule III, będą karani bez względu na to, czy są konstytucyjnie odpowiedzialnymi członkami rządu, funkcjonariuszami publicznymi czy też osobami prywatnymi.
Artykuł V.
Umawiające się Strony zobowiązują się do wydania, zgodnie z ich konstytucjami, przepisów prawnych koniecznych do wykonania postanowień niniejszej Konwencji, a w szczególności do skutecznego karania winnych ludobójstwa lub innych czynów, wymienionych w Artykule III.
Artykuł VI.
Osoby oskarżone o ludobójstwo lub inne czyny wymienione w Artykule III będą sądzone przez właściwy trybunał państwa, na którego obszarze czyn został dokonany, lub przez międzynarodowy trybunał karny, którego kompetencja będzie obejmowała te Umawiające się Strony, które kompetencję tę przyjmą.
Artykuł VII.
Ludobójstwo i inne czyny wymienione w Artykule III nie będą uważane za przestępstwa polityczne, o ile chodzi o dopuszczalność ekstradycji.
Umawiające się Strony zobowiązują się w takich przypadkach dokonywać ekstradycji zgodnie z ich ustawami i obowiązującymi traktatami.
Artykuł VIII.
Każda z Umawiających się Stron może zwrócić się do właściwych organów Narodów Zjednoczonych o przedsięwzięcie przewidzianych w Karcie Narodów Zjednoczonych środków, które uznają za odpowiednie dla zapobieżenia i stłumienia aktów ludobójstwa lub innych czynów wymienionych w Artykule III.
Artykuł IX.
Spory pomiędzy Umawiającymi się Stronami, dotyczące wykładni, stosowania lub wykonania niniejszej Konwencji, jak również spory, dotyczące odpowiedzialności państwa za ludobójstwo lub inne czyny wymienione w Artykule III, będą oddawane do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości na żądanie którejkolwiek Strony w sporze.
Artykuł X.
Konwencja niniejsza, której teksty chiński, angielski, francuski, rosyjski i hiszpański posiadają jednakową moc obowiązującą, będzie nosiła datę 9 grudnia 1948 r.
Artykuł XI.
Konwencja niniejsza będzie do dnia 31 grudnia 1949 r. otwarta do podpisania dla każdego członka Narodów Zjednoczonych oraz dla każdego państwa nie będącego członkiem Narodów Zjednoczonych, do którego Ogólne Zgromadzenie skierowało zaproszenie do podpisania.
Konwencja niniejsza będzie ratyfikowana i dokumenty ratyfikacyjne będą złożone Sekretarzowi Generalnemu Narodów Zjednoczonych.
Po 1 stycznia 1950 r. może do Konwencji niniejszej przystąpić każdy członek Narodów Zjednoczonych i każde państwo nie będące członkiem Narodów Zjednoczonych, które otrzymało zaproszenie wspomniane powyżej.
Dokumenty przystąpienia będą złożone Sekretarzowi Generalnemu Narodów Zjednoczonych.
Artykuł XII.
Każda z Umawiających się Stron może w każdym czasie przez zawiadomienie o tym Sekretarza Generalnego Narodów Zjednoczonych rozciągnąć moc obowiązującą Konwencji niniejszej na wszystkie lub niektóre tylko obszary, za których politykę zagraniczną Strona ta ponosi odpowiedzialność.
Artykuł XIII.
W dniu złożenia pierwszych 20 dokumentów o ratyfikacji lub przystąpieniu Sekretarz Generalny sporządza protokół, którego odpis prześle każdemu państwu, które jest członkiem Narodów Zjednoczonych, oraz każdemu wspomnianemu w Artykule XI państwu, które nie jest członkiem Narodów Zjednoczonych.
Konwencja niniejsza wejdzie w życie 19 dnia od daty złożenia dwudziestego dokumentu o ratyfikacji lub przystąpieniu.
Każda ratyfikacja lub przystąpienie, dokonane po tej dacie, nabierze skutków prawnych 19 dnia od daty złożenia dokumentu o ratyfikacji lub przystąpieniu.
Artykuł XIV.
Konwencja niniejsza pozostaje w mocy w ciągu 10 lat od daty jej wejścia w życie.
Pozostanie ona w mocy na dalsze kolejne 5-letnie okresy dla tych Umawiających się Stron, które nie wypowiedzą jej przynajmniej na 6 miesięcy przed upływem bieżącego okresu.
Wypowiedzenie następuje przez pisemne zawiadomienie, skierowane do Sekretarza Generalnego Narodów Zjednoczonych.
Artykuł XV.
Gdyby ilość uczestników tej Konwencji na skutek wypowiedzeń spadła poniżej 16, Konwencja straci moc obowiązującą od daty, w której ostatnie wypowiedzenie stanie się ważne.
Artykuł XVI.
Każda Umawiająca się Strona może w każdym czasie zażądać rewizji Konwencji niniejszej przez pisemne zawiadomienie Sekretarza Generalnego Narodów Zjednoczonych.
Ogólne Zgromadzenie postanowi, jeżeli to uzna za stosowne, jakie kroki należy przedsięwziąć w związku z takim żądaniem.
Artykuł XVII.
Sekretarz Generalny Narodów Zjednoczonych będzie zawiadamiał wszystkich członków Narodów Zjednoczonych oraz wszystkie wspomniane w Artykule XI państwa, które nie są członkami Narodów Zjednoczonych:
o wszystkich podpisach, ratyfikacjach i przystąpieniach otrzymanych zgodnie z Artykułem XI,
o zawiadomieniach otrzymanych zgodnie z Artykułem XII,
o dacie, w której niniejsza Konwencja wchodzi w życie zgodnie z Artykułem XIII,
o wypowiedzeniach otrzymanych zgodnie z Artykułem XIV,
o wygaśnięciu mocy obowiązującej Konwencji stosownie do Artykułu XV,
o zawiadomieniach otrzymanych zgodnie z Artykułem XVI.
Artykuł XVIII.
Oryginał Konwencji niniejszej będzie złożony w Archiwum Narodów Zjednoczonych.
Uwierzytelniony odpis będzie przesłany wszystkim członkom Narodów Zjednoczonych oraz wspomnianym w Artykule XI państwom, które nie są członkami Narodów Zjednoczonych.
Artykuł XIX.
Sekretarz Generalny Narodów Zjednoczonych zarejestruje Konwencję niniejszą pod datą wejścia jej w życie.
Przyjechałem do Krakowa około południa. Na stacji było pełno powracających. Większość z nich była Żydami. Wszyscy byli zainteresowani rozkładem jazdy pociągów. Zobaczyłem mężczyznę, który miał na sobie obozowy pasiak. Dwaj Polacy zaczęli go wypytywać. „Hej Żydzie, dokąd jedziesz? Dlaczego nie jedziesz do Palestyny? Nie chcemy cię tutaj”. Odebrało mi mowę. Zobaczyłem, jak łzy zaczęły płynąć po twarzy mężczyzny. Nikt nie stanął w jego obronie. Byłem przerażony i wściekły. Jak oni śmieli? Tak, jestem Żydem, ale równocześnie jestem Polakiem. Jak oni śmieli? Czułem spojrzenie wielu ludzi na sobie. Ich nienawiść zderzała się z moją nienawiścią. Poczułem jak krzyczę: „Nie pomagaliście nam; odwróciliście się od nas; jesteście gorsi od Niemców. Patrzyłem na was w getcie przez kolczaste druty i widziałem wasze sklepy pełne mięsa, owoców, nabiału i innych dóbr, podczas gdy my głodowaliśmy. Mogliście nam pomóc, ale nie pomogliście. Mój ojciec walczył o niepodległość Polski podczas pierwszej wojny światowej i był ranny. Został odznaczony za męstwo. Zmarł w getcie w wieku 41 lat, złamany człowiek, z powodu ran, które odniósł, przedzierając się z Andersem do Rumunii. Wrócił tylko po to, żeby być ze swoją rodziną i umrzeć w getcie. Kochał Polskę tak jak ja. Nie potrzebuję was. Mogę wybierać. Wracam do Terezina. Stamtąd pojadę do Palestyny albo do Anglii. Przysięgam, nigdy nie wrócę do Polski.”
Źródło: Martin Gilbert, „Holocaust. Ludzie, dokumenty, pamięć”, Warszawa 2002, s. 159
„Jastrząb” [...] i ja proponowaliśmy „Orlisowi” uderzenie na miasto Parczew i rozgromienie zamieszkałych tam Żydów w ilości około 500* osób, którzy złapali w swoje ręce całkowity handel nie dając życia innym drobnym kupcom i handlarzom polskim. [...]
Przy okazji tej można się było dobrze podreperować na żydowskich sklepach, a przeważnie na obuwiu, które nam było bardzo potrzebne, gdyż staliśmy pod tym względem źle. „Orlisowi” było w smak „coś” zawojować, lecz na tak ważną akcję musiałby sam iść i jako komendant prowadzić ją. Przy tem mógłby gdzieś łatwo kulą oberwać, bo jakby to nie było, Parczew był miastem dość dużym, a Żydkowie tez posiadali broń, i to prawie każdy. [...]
Plan akcji był następujący: grupa „Dąbka” z około 10 ludźmi miała opanować most na drodze do rynku w kierunku stacji. Koło tego mostu stała zwykle warta złożona z żydowskich ormowców, którzy pilnowali kompleks[u] budynków zamieszkałych przez Żydów [...].
„Dąbkowi” udało się pięknie podejść i bez strzału rozbroić wartę koło mostu, złożoną z dwóch Żydków z automatami i pistoletami. Jednym z nich był sierżant z UB nazwany popularnie „Bocian”, a było to dość podłe Żydzisko w stosunku obejścia z Polakami. Idąc dalej w kierunku posterunku złapał i trzeciego Żydka z bronią [...].
Idąc ze spółdzielni „Społem” rekwiruje dwa samochody ciężarowe, na które ładuje towar ze sklepów żydowskich a parom chłopakom poleca udać się do mieszkań ważniejszych asów żydowskich, aby ich pojąć. Grupa ta w jednym budynku otrzymuje ogień z pepeszy, lecz wdziera się mimo tego do budynku, ale Żydkowie rzucają broń i kryją się gdzieś bez śladu.
Miejscowa ludność zorientowawszy się co się dzieje, nie bacząc na strzały wychodzi radośnie na ulice, by zobaczyć chłopaków „z lasu”.
Młodzież parczewska, przeważnie uczniowie z gimnazjum miejscowego, brawurowo pomaga nam w szukaniu Żydów, ładowaniu samochodów, itd.
Po 4-5 godzinach, na umówione sygnały rakietowe zbierają się wszyscy. [...] Wyjeżdżamy w wesołym nastroju z Parczewa.”
* W Parczewie mieszkało wtedy około 200 Żydów.
Źródło: „Dzieje Żydów w Polsce 1944-1968. Teksty źródłowe”, Warszawa 1997, s. 37-39
Fragment eseju Jana Błońskiego pt. „Biedni Polacy patrzą na getto”, 1987 r.
„Czesław Miłosz wypowiedział kilkakrotnie osobliwe słowa o obowiązku oczyszczenia, który ciąży na polskiej poezji. Oczyszczenia rodzinnej ziemi, która jest – przytaczam - «obciążona, skrwawiona, zbezczeszczona». Obciążać może tylko krew cudza. Krew własna, krew ofiary podsyca wspomnienie, budzi żal, litość, szacunek. Domaga się pamięci, modlitwy, sprawiedliwości. Pozwala także na przebaczenie, chociaż przebaczenie nie przychodzi łatwo. Inaczej z krwią cudzą, ale przelanej w sprawiedliwej walce. Mamy prawo do obrony koniecznej, ale to prawo już jest ustępstwem, Chrystus kazał Piotrowi schować miecz... Zapewne więc każda przelana krew domaga się refleksji i pokuty, nie można jednak powiedzieć, aby każda obciążała, bezcześciła ziemię.
Miłosz nie myśli ani o krwi rodzimej, ani o krwi najezdników. Jasne, że myśli o krwi żydowskiej, o ludobójstwie, którego naród polski nie jest winien, ale które dokonało się na naszej ziemi i tę ziemię jakoś na wieki wieków naznaczyło. Poezja, literatura – albo ogólniej, pamięć, zbiorowa świadomość – nie może o tym krwawym i ohydnym znaku zapomnieć. Nie może zachować się tak, jakby go nie było...
[...] kraj ojczysty nie jest hotelem, w którym dość sprzątnąć brudy po przypadkowych gościach. Zbudowany jest przede wszystkim z pamięci; inaczej mówiąc, jesteśmy sobą tylko dzięki pamięci o przeszłości. Tą przeszłością nie możemy dowolnie rozporządzać, chociaż - jako jednostki - nie jesteśmy za tę przeszłość bezpośrednio odpowiedzialni. Musimy nosić ją w sobie, chociaż bywa to przykre czy bolesne. I winniśmy dążyć do tego, aby ją oczyścić...
Ale jak? Oczyścić pole Kaina to – najpierw – pamiętać o Ablu. Ów Abel nie był sam, mieszkał w naszym domu (na naszej ziemi), a więc we wspólnym domu czy na wspólnej ziemi. Krew została na ścianach, wsiąkła w ziemię, czy chcemy czy nie. Wsiąkła w naszą pamięć, w nas samych. Więc nas samych musimy oczyścić, czyli zobaczyć siebie w prawdzie. Bez tego dom, ziemia, my sami pozostaniemy zbrukani. [...]
Myślę, że w naszym stosunku do żydowsko-polskiej przeszłości winniśmy tę postawę naśladować. Przestać się bronić, usprawiedliwiać, targować. Podkreślać, czego nie mogliśmy zrobić za okupacji czy dawniej. Zrzucać winę na uwarunkowania polityczne, społeczne, ekonomiczne. Powiedzieć najpierw: tak, jesteśmy winni. Przyjęliśmy Żydów do naszego domu, ale kazaliśmy im mieszkać w piwnicy. Kiedy chcieli wejść na pokoje, obiecywaliśmy, że wpuścimy, jeśli przestaną być ortodoksyjnymi Żydami, jeśli się «ucywilizują», jak mawiano w XIX wieku, nie tylko w Polsce, rzecz jasna. [...] Znaleźli się wśród Żydów tacy, co gotowi byli tej rady posłuchać. Ale wtedy zaczęliśmy mówić o najeździe Żydów, o niebezpieczeństwie, jakie nam zagrozi, kiedy przenikną w polskie społeczeństwo!
Zaczęliśmy – jak to expressis verbis napisał Dmowski – stawiać warunki: jak choćby ten, że tylko tych Żydów uznać będzie można za Polaków, co będą współdziałać w ograniczaniu żydowskich wpływów! Mówiąc zwyczajnie: tych, co zwrócą się przeciw bliskim, przeciw rodzicom...
Wreszcie straciliśmy dom i w tym domu okupant zaczął Żydów zabijać. Czyśmy im solidarnie pomogli? Ilu z nas uznało, że to nie ich rzecz! Pomijam zwykłych zbójów; myślę o tych, wcale licznych, co się po cichu cieszyli, że Hitler załatwi nam «problem» żydowski... Nie umieliśmy nawet powitać i uszanować niedobitków, cóż z tego, że rozgoryczonych, zbłąkanych, może i dokuczliwych. Słowem, miast się targować i usprawiedliwiać, winniśmy najpierw pomyśleć o sobie, o własnym grzechu czy słabości. Taki właśnie moralny przewrót jest w stosunku do polsko-żydowskiej przeszłości konieczny. Tylko on może stopniowo oczyścić skażoną ziemię.
Co w słowach łatwe, w praktyce jest trudne. Zmienić się musi bowiem społeczna świadomość problemu. Domagamy się nieraz od Żydów (albo od ich przyjaciół) ostrożnej, sprawiedliwej oceny wspólnych dziejów. Powinniśmy jednak najpierw wyznać naszą winę i prosić o przebaczenie. I w gruncie rzeczy oni tylko tego czekają – jeżeli czekają. Przypominam sobie wzruszające przemówienie. Mówca zaczął od stwierdzenia, że stosunek wielu Żydów do Polski przypomina zawiedzioną miłość. Mimo cierpień i trudności – ciągnął – społeczność żydowska była istotnie przywiązana do Polski. Znalazła tam bowiem dom i schronienie, możliwość «bycia u siebie». Świadomie czy podświadomie oczekiwała, że jej los będzie się polepszać. Że zmniejszy się ciężar poniżenia, przyszłość stanie się jaśniejsza. Stało się inaczej. Nic się już – kończył – nie zmieni. Żydzi nie mają i mieć nie mogą żadnej w Polsce przyszłości. Powiedzcie więc tylko – wołał – że w tym, co się stało, nie było naszej winy. Niczego innego nie chcemy. Ale z takiego przyznania nie możemy zrezygnować.
Oznacza to – po polskiej stronie – przyjęcie winy. Ale tu zjawia się po raz ostatni strażnik-kret i pyta: pełnej winy? Czy także współwiny za ludobójstwo? Słyszę już wołania: jak to? Przecież myśmy, na Boga, nie brali w ludobójstwie udziału! Tak, to prawda, odpowiem. Nikt rozsądny nie może powiedzieć, że Polacy – jako naród – brali w ludobójstwie udział. Co prawda, odzywają się czasem takie głosy. I należy je spokojnie rozważyć, nie popadając w gniew – znak paniki. Uważam je wszakże – razem ze znaczną większością – za niesłuszne. Więc dlaczego mówić o ludobójstwie? O współ-winie?
Odpowiem tak: współ-udział i współ-wina to nie to samo. Można być współ-winnym, nie biorąc udziału w zbrodni. Najpierw przez zaniechanie czy przeciwdziałanie niedostateczne. A kto może powiedzieć, że było ono w Polsce dostateczne? Właśnie dlatego, że dostateczne nie było, składamy hołd i otaczamy czcią tych wszystkich, którzy to heroiczne ryzyko podjęli... Ale chociaż dziwnie to zabrzmi, niewykluczone, że ta współ-wina przez zaniechanie jest mniej istotna dla naszego problemu. Gdybyśmy bowiem – w przeszłości – postępowali mądrzej, szlachetniej, bardziej po chrześcijańsku... ludobójstwo byłoby zapewne «mniej do pomyślenia», byłoby prawdopodobnie utrudnione, a już niewątpliwie spotkałoby się ze znaczniejszym oporem. Inaczej mówiąc, nie zaraziłoby obojętnością i zdziczeniem społeczeństwa (społeczeństw), w których przytomności miało miejsce. [...]”
Źródło: Jan Błoński, „Biedni Polacy patrzą na getto”, [w:] tenże, „Biedni Polacy patrzą na getto”, Kraków 1994, s. 10-22
„Analizując całokształt zebranego w sprawie materiału dowodowego zgromadzonego w trakcie prowadzonego śledztwa [...] ustalono prawdopodobny przebieg zdarzeń w dniu 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem.
Tego dnia, w czwartek nad ranem, do Jedwabnego zaczęli przybywać mieszkańcy okolicznych wsi z zamiarem brania udziału w zaplanowanej wcześniej zbrodni zamordowania żydowskich mieszkańców tej miejscowości. W wieczór poprzedzający zdarzenia niektórzy żydowscy mieszkańcy uprzedzeni zostali przez znajomych Polaków, że przygotowywane są zbiorowe działania przeciwko Żydom.
Od godzin rannych 10 lipca 1941 r. rozpoczęto wypędzanie z domów ludności żydowskiej i gromadzenie jej na rynku miasteczka.
Zgromadzonym kazano wyrywać trawę spomiędzy kamieni brukowych, którymi wyłożony był rynek. Dopuszczano się przy tym aktów gwałtu i przemocy wobec zgromadzonych. Dokonywali tego mieszkańcy Jedwabnego i okolic, narodowości polskiej. Liczni przesłuchani świadkowie wskazują na przybyłych w tym dniu do Jedwabnego umundurowanych Niemców. Niemcy ci prawdopodobnie w małej grupie asystowali w akcji wyprowadzania pokrzywdzonych na rynek i do tego ograniczyła się ich czynna rola. Nie jest w świetle zgromadzonych dowodów jasne, czy uczestniczyli w konwojowaniu ofiar na miejsce kaźni i czy byli obecni przy stodole. Zeznania świadków w tym zakresie różnią się zasadniczo.
Grupa zgromadzonych na rynku żydowskich mężczyzn zmuszona została do rozbicia pomnika Lenina, który stał poza rynkiem na skwerku, znajdującym się przy drodze wiodącej w kierunku Wizny. Następnie, około południa, grupie tej kazano dźwigać fragment rozbitego popiersia na rynek, a stamtąd zanieść do stodoły, na drewnianych noszach (tragach). Grupa ta mogła liczyć około 40 - 50 osób. Był w niej również miejscowy rabin oraz rzezak. Ofiary z tej grupy zgładzono w nieustalony sposób, a ciała wrzucono do grobu wykopanego wewnątrz stodoły. Na zwłoki w grobie wrzucono części rozbitego popiersia Lenina.
Druga większa grupa ludności żydowskiej została wyprowadzona z rynku po upływie 1-1,5 godziny, jak określił to jeden ze świadków. Inni świadkowie wskazywali, że było to późne popołudnie. W grupie tej było kilkaset osób, prawdopodobnie około 300, na co wskazuje liczba ofiar w obu grobach, według szacunkowej oceny ekipy archeologiczno-antropologicznej biorącej udział w czynnościach ekshumacyjnych.
W drugiej grupie znajdowały się ofiary obu płci w różnym wieku, a także dzieci i niemowlęta. Ludzie ci zostali wprowadzeni do drewnianej, krytej strzechą stodoły należącej do Bronisława Śleszyńskiego. Po zamknięciu budynek oblano prawdopodobnie naftą pochodzącą z poradzieckiego magazynu.
Należy zwrócić uwagę, iż przed wyprowadzeniem ludzi,z rynku popełniane były pojedyncze zabójstwa. Mówi o nich m.in. pokrzywdzony Awigdor Kochaw, który był w tym czasie na rynku. Niepełny rozmiar prac ekshumacyjnych, a także niemożność zweryfikowania hipotezy o istnieniu grobu lub grobów zbiorowych na terenie żydowskiego cmentarza nie pozwala na określenie w sposób dowodny liczby wszystkich ofiar zamordowanych w dniu zdarzeń w Jedwabnem. Potwierdzenie ustalonej w toku niniejszego śledztwa liczby ofiar może być dokonane dopiero po otrzymaniu oczekiwanych protokołów przesłuchania świadków i danych z zespołu archiwalnego znajdującego się na terenie Izraela.
Liczba 1600 ofiar, bądź zbliżona wydaje się wysoce nieprawdopodobna i nie znalazła potwierdzenia w toku prowadzonego śledztwa. W dniu zbrodni w Jedwabnem przebywały na pewno osoby narodowości żydowskiej, które schroniły się tam m.in. z Wizny i Kolna. Jednakże pewna grupa żydowskiej ludności ocalała. Przyjąć można, że było to co najmniej kilkadziesiąt osób, które mieszkały po dacie zbrodni w miasteczku i jego okolicach, do końca 1942 r. Wtedy Niemcy dokonali likwidacji małych gett, poprzez przeniesienie ich mieszkańców do większych skupisk.
W zeznaniach niektórych świadków powtarza się twierdzenie, iż Niemcy wykonywali zdjęcia fotograficzne z przebiegu zdarzeń w Jedwabnym. Pojawia się także marginalnie teza o dokumentowaniu zbrodni na taśmie filmowej. Jednak teza ta nie uzyskała dostatecznego potwierdzenia.
Co do udziału polskiej ludności w dokonaniu zbrodni, należy przyjąć, iż była to rola decydująca o zrealizowaniu zbrodniczego planu.
Przyjąć można, że zbrodnia w Jedwabnem została dokonana z niemieckiej inspiracji. Obecność choćby biernie zachowujących się niemieckich żandarmów z posterunku w Jedwabnem, a także innych umundurowanych Niemców (jeśli założyć, że byli oni obecni na miejscu zdarzeń) była równoznaczna z przyzwoleniem i tolerowaniem dokonania zbrodni na żydowskich mieszkańcach tej miejscowości. W tym stanie rzeczy stwierdzić należy, że zasadne jest przypisanie Niemcom, w ocenie prawnokarnej, sprawstwa sensu largo tej zbrodni. Wykonawcami tych zbrodni, jako sprawcy sensu stricto, byli polscy mieszkańcy Jedwabnego i okolic - mężczyźni, w liczbie co najmniej 40. W oparciu o materiały archiwalne procesów karnych w 1949 i 1953 r. i inne zweryfikowane w toku obecnego śledztwa materiały dowodowe, należy przyjąć, iż aktywnie uczestniczyli oni w dokonaniu zbrodni, uzbrojeni w kije, orczyki i inne narzędzia. Przypisane im w wyniku niniejszego śledztwa czyny wypełniają znamiona nie ulegającej przedawnieniu zbrodni opisanej w treści art. 1 pkt 1 dekretu z 31 sierpnia 1944 r., stanowiącego, iż podlega karze dożywotniego pozbawienia wolności ten «kto idąc na rękę władzy państwa niemieckiego (...) brał udział w dokonywaniu zabójstw». Spośród czterdziestu osób, których nazwiska, jako sprawców wymienione zostały w aktach spraw, część została prawomocnie osądzona. W toku prowadzonego obecnie śledztwa nie zgromadzono wystarczających dowodów, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie i postawienie zarzutów żyjącym sprawcom.
W oparciu o zgromadzony w toku śledztwa materiał dowodowy nie jest możliwe określenie przyczyn biernego zachowania się większości ludności miasteczka w obliczu zbrodni. W szczególności nie można przesądzać, czy bierność ta była wynikiem akceptacji zbrodni, czy też wynikała z zastraszenia brutalnością działania sprawców.
Po dokonaniu zbrodni miało miejsce rabowanie mienia pozostałego po ofiarach. Rozmiaru tego procederu nie udało się jednoznacznie określić, jak i liczby osób zaangażowanych w rabunki. Całkowicie bierne zachowanie się części mieszkańców Jedwabnego wobec zbrodni dokonanej w dniu 10 lipca 1941 r. nie poddaje się kwalifikacji prawnokarnej, nie może być zatem przedmiotem ocen w kategorii przypisania odpowiedzialności.
W chwili obecnej zakończono wszystkie czynności zaplanowane w prowadzonym postępowaniu. Formalne zakończenie postępowania możliwe będzie niezwłocznie po otrzymaniu odpowiedzi na prośbę o pomoc prawną, skierowaną do państwa Izrael. Oczekiwane dane, aczkolwiek istotne dla ustalenia minimalnej ilości ofiar zbrodni w Jedwabnem i ich personaliów zapewne nie wniosą żadnych zmian w zakresie ustaleń przedstawionych w niniejszej informacji. Po otrzymaniu oczekiwanych materiałów, planowane jest wydanie postanowienia o umorzeniu śledztwa, wobec niewykrycia sprawców zbrodni, innych niż wcześniej osądzeni. Po zakończeniu postępowania wydana zostanie decyzja co do posiadanych dowodów rzeczowych. Zostaną one przekazane do zbiorów muzealnych.
prok. Radosław J. Ignatiew
Naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku”
Źródło: http://www.ipn.gov.pl/a_090702_wnioski_jedwabne.html
[...]
§ 4. Zgłębiając tajemnicę kościoła, święty sobór obecny pamięta o więzi, którą lud nowego testamentu zespolony jest duchowo z plemieniem Abrahama.
Kościół bowiem chrystusowy uznaje, iż początki jego wiary i wybrania znajdują się według bożej tajemnicy zbawienia już u patriarchów, Mojżesza i proroków. Wyznaje, że w powołaniu Abrahama zawarte jest również powołanie wszystkich wyznawców Chrystusa, synów owego patriarchy według wiary, i że wyjście ludu wybranego z ziemi niewoli jest mistyczną zapowiedzią i znakiem zbawienia kościoła. Przeto nie może kościół zapomnieć o tym, że za pośrednictwem owego ludu, z którym bóg w niewypowiedzianym miłosierdziu swoim postanowił zawrzeć stare przymierze, otrzymał objawienie starego testamentu i karmi się korzeniem dobrej oliwki, w którą wszczepione zostały gałązki dziczki oliwnej narodów. Wierzy bowiem kościół, że Chrystus, pokój nasz, przez krzyż pojednał żydów i narody i w sobie uczynił je jednością.
Zawsze też ma kościół przed oczyma słowa apostoła Pawła odnoszące się do jego ziomków, "do których należy, przybrane synostwo i chwała, przymierze i zakon, służba boża i obietnice; ich przodkami są ci, z których pochodzi Chrystus wedle ciała" (Rz 9,4-5), syn dziewicy Maryi. Pamięta także, iż z narodu żydowskiego pochodzili apostołowie, będący fundamentami i kolumnami kościoła, oraz bardzo wielu spośród owych pierwszych uczniów, którzy ogłosili światu ewangelię chrystusową.
Według świadectwa pisma świętego Jerozolima nie poznała czasu nawiedzenia swego i większość żydów nie przyjęła ewangelii, a nawet niemało spośród nich przeciwstawiło się jej rozpowszechnieniu. Niemniej, jak powiada apostoł, żydzi nadal ze względu na swych przodków są bardzo drodzy bogu, który nigdy nie żałuje darów i powołania. Razem z prorokami i z tymże apostołem kościół oczekuje znanego tylko bogu dnia, w którym wszystkie ludy będą wzywały pana jednym głosem i "służyły mu ramieniem jednym" (Sf 3,9).
Skoro więc tak wielkie jest dziedzictwo duchowe wspólne chrześcijanom i żydom, święty sobór obecny pragnie ożywić i zalecić obustronne poznanie się i poszanowanie, które osiągnąć można zwłaszcza przez studia biblijne i teologiczne oraz przez braterskie rozmowy.
A choć władze żydowskie wraz ze swymi zwolennikami domagały się śmierci Chrystusa, jednakże to, co popełniono podczas jego męki, nie może być przypisane ani wszystkim bez różnicy żydom wówczas żyjącym, ani żydom dzisiejszym. Chociaż kościół jest nowym ludem bożym, nie należy przedstawiać żydów jako odrzuconych ani jako przeklętych przez boga, rzekomo na podstawie pisma świętego. Niechże więc wszyscy dbają o to, aby w katechezie i głoszeniu słowa bożego nie nauczali niczego, co nie licowało z prawdą ewangeliczną i z duchem chrystusowym.
Poza tym kościół, który potępia wszelkie prześladowania, przeciw jakimkolwiek ludziom zwrócone, pomnąc na wspólne z żydami dziedzictwo, opłakuje - nie z pobudek politycznych, ale pod wpływem religijnej miłości ewangelicznej - akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez kogokolwiek kierowane były przeciw żydom. Chrystus przy tym, jak to kościół zawsze utrzymywał i utrzymuje, mękę swoją i śmierć podjął dobrowolnie pod wpływem bezmiernej miłości, za grzechy wszystkich ludzi, aby wszyscy dostąpili zbawienia. Jest więc zadaniem kościoła nauczającego głosić krzyż chrystusowy jako znak zwróconej ku wszystkim miłości boga i jako źródło wszelkiej łaski.
[...]
To wszystko, co wyrażone zostało w niniejszej deklaracji, w całości i w szczegółach zyskało uznanie ojców świętego soboru. A my, na mocy udzielonej nam przez Chrystusa władzy apostolskiej, wraz z czcigodnymi ojcami w duchu świętym to zatwierdzamy, postanawiamy i ustalamy i te postanowienia soborowe polecamy ogłosić na chwałę bogu.
W Rzymie, u św. Piotra, dnia 28 października roku 1965. Ja, Paweł, biskup kościoła katolickiego (następują podpisy ojców)
„I. Tragedia Szoa - zobowiązanie do pamięci
Wiek XX szybko zbliża się do końca i wschodzi nowe tysiąclecie ery chrześcijańskiej. Dwutysięczna rocznica narodzin Jezusa Chrystusa wzywa wszystkich chrześcijan i zaprasza wszystkich ludzi na świecie, by próbowali dostrzegać w dziejach historii zarówno znaki działania Bożej Opatrzności, jak i te chwile, kiedy obraz Stwórcy w człowieku bywał zniekształcany i poniżany. [...]
Nasze stulecie było świadkiem niewypowiedzianej tragedii, która nie może być zapomniana: podjętej przez reżim nazistów próby eksterminacji narodu żydowskiego, czego konsekwencją było wymordowanie milionów Żydów. Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi, dzieci i niemowlęta byli prześladowani i deportowani tylko dlatego, że mieli żydowskie pochodzenie. Niektórych zabijano natychmiast, inni, zanim ich zamordowano, doświadczali poniżenia, wrogości, tortur i odarcia z ludzkiej godności. Tylko niewielu z tych, którzy znaleźli się w obozach, przetrwało, a ci, którzy ocaleli, do końca życia trwają w przerażeniu. To był Szoa.
Najważniejsze wydarzenie historii naszego wieku, wydarzenie, które do dziś przykuwa naszą uwagę.
W obliczu owego przerażającego ludobójstwa, w które - w czasach, gdy bezlitośnie dokonywała się rzeź - trudno było uwierzyć przywódcom, narodom i samym wspólnotom żydowskim, nikt nie może pozostawać obojętny, a zwłaszcza Kościół, ponieważ jest on związany z narodem żydowskim więzami duchowego dziedzictwa oraz pamięcią dawnych niesprawiedliwości. Relacja Kościoła do narodu żydowskiego jest nieporównywalna z relacją wobec innych religii. [...] Zwracając się z naszą refleksją do wszystkich braci i sióstr z Kościoła katolickiego na całym świecie, zapraszamy wszystkich chrześcijan do wspólnego rozważania tragedii, która dotknęła naród żydowski, po to, by być pewnym, że już nigdy więcej egoizm i nienawiść nie rozszerzą się do tego stopnia, by powodować takie cierpienia i śmierć. W sposób szczególny prosimy naszych przyjaciół Żydów, których przerażający los stał się symbolem zdziczenia, do jakiego zdolny jest człowiek, gdy zwróci się przeciwko Bogu, by wysłuchali naszych słów z otwartym sercem.
II. O czym musimy pamiętać
Lud Izraela, niosąc wyjątkowe świadectwo wierności Świętemu Izraela i Torze, wiele cierpiał w rozmaitych czasach i miejscach. Jednakże Szoa był z pewnością największym z cierpień. Nieludzki wymiar masakr i prześladowań, których doświadczali Żydzi w naszym stuleciu, nie da się wyrazić słowami. Zwłaszcza że jedyną przyczyną tych zbrodni była przynależność do narodu żydowskiego.
Ogrom owej zbrodni rodzi wiele pytań. Historycy, socjologowie, filozofowie polityki, psycholodzy i teologowie próbują dowiedzieć się coraz więcej o Szoa i jego przyczynach. Wiele badań jest wciąż jeszcze przed nami. Jednakże takie wydarzenie nie może być w pełni ocenione przez zwyczajne kryteria badań historycznych. Szoa domaga się moralnej i religijnej pamięci oraz, zwłaszcza wśród chrześcijan, poważnej refleksji nad przyczynami tej tragedii.
Fakt, że Szoa miał miejsce w Europie, to znaczy w krajach o długiej tradycji chrześcijańskiej, rodzi pytania o relację między nazistowskimi prześladowaniami, a sposobem odnoszenia się chrześcijan do Żydów na przestrzeni wieków.
III. Relacje między Żydami a chrześcijanami
[...] U początków chrześcijaństwa, po ukrzyżowaniu Chrystusa, narastały dyskusje między wczesnym Kościołem a przywódcami żydowskimi i ludźmi, którzy powodowani wiernością Prawu czasem przemocą przeciwstawiali się głosicielom Dobrej Nowiny i pierwszym chrześcijanom. W pogańskim Imperium Rzymskim Żydzi byli chronieni przez prawo na mocy przywileju nadanego przez cesarza. Z początku Imperium Rzymskie nie czyniło różnicy między wspólnotami żydowskimi i chrześcijańskimi, wkrótce jednak chrześcijanie doświadczyli prześladowań ze strony państwa. W późniejszym czasie, kiedy sam cesarz nawrócił się na chrześcijaństwo, imperium początkowo zapewniało przywileje narodowi żydowskiemu. Jednak tłumy chrześcijan, niszcząc pogańskie świątynie, czyniły czasem to samo z synagogami, nie bez pewnego wpływu niektórych interpretacji Nowego Testamentu, dotyczących narodu żydowskiego jako całości.
W świecie chrześcijańskim, w tym także w samym Kościele, zbyt długo były obecne mylne i niesprawiedliwe interpretacje Nowego Testamentu dotyczące narodu żydowskiego i zarzucanej mu winy. Owe błędne interpretacje przyczyniły się do wywoływania uczucia wrogości wobec narodu wybranego. Takie interpretacje Nowego Testamentu zostały definitywnie odrzucone na Soborze Watykańskim II.
Mimo głoszonej przez chrześcijan miłości do wszystkich ludzi, nawet do nieprzyjaciół, poprzez wieki przeważała mentalność prześladowania mniejszości i grup społecznych, w jakiś sposób «odmiennych». Przekonania antyżydowskie niektórych grup chrześcijan i przepaść, jaka dzieliła Kościół i naród żydowski, prowadziły do coraz powszechniejszej dyskryminacji, co w rezultacie doprowadziło do usuwania i nawracania Żydów siłą. W dużej części «chrześcijańskiego świata», aż do końca XVIII wieku, niechrześcijanie nie zawsze mogli liczyć na gwarancje legalnego statusu prawnego. Pomimo to przez cały okres istnienia chrześcijaństwa Żydzi pozostali wierni swoim tradycjom i zwyczajom. Patrzono jednak na nich z pewną podejrzliwością i brakiem zaufania. Zwłaszcza w czasach kryzysów, takich jak głód, wojna, zaraza czy napięcia społeczne, żydowska mniejszość była czasem traktowana jako kozioł ofiarny i stawała się ofiarą przemocy, grabieży, a nawet masakr.
Pod koniec XVIII wieku i na początku XIX wieku w większości państw Żydzi osiągnęli generalnie ten sam status społeczny co inni obywatele, a niektórzy z nich zajmowali wpływowe pozycje w społeczeństwie. Jednocześnie w tym samym kontekście historycznym w XIX wieku zaczął się szerzyć fałszywy i jątrzący nacjonalizm. W klimacie szybkich przemian społecznych Żydzi byli oskarżani często o nadmierne wpływy nieproporcjonalne do ich liczby w społeczności. Stąd antyjudaizm, który, choć w rozmaitym stopniu, zaczął się rozpowszechniać w Europie, miał w swojej istocie podłoże bardziej socjologiczne i polityczne niż religijne. [...]
IV. Nazistowski antysemityzm i Szoa
Nie można ignorować różnicy, jaka istnieje między antysemityzmem, opierającym się na teoriach sprzecznych z niezmiennym nauczaniem Kościoła o jedności ludzkiej rasy i jednakowej godności wszystkich ras i ludzi, a antyjudaizmem, tj. od dawna istniejącymi uczuciami braku zaufania i wrogości, za które winę ponoszą także chrześcijanie.
Ideologia narodowego socjalizmu poszła nawet dalej, w tym sensie, że nie uznawała ona istnienia jakiejkolwiek rzeczywistości nadprzyrodzonej, będącej źródłem życia i kryterium dobra moralnego. W konsekwencji, grupa ludzi, identyfikująca się z państwem, przypisała sobie status absolutny i była zdeterminowana, by zlikwidować naród żydowski, naród powołany, by być świadkiem jedynego Boga i Prawa Przymierza. [...]
To właśnie ta skrajna ideologia stała się podstawą i miarą, by najpierw wyrzucać Żydów z ich domów, a potem dokonać ich zagłady. Szoa był dziełem nowoczesnego neopogańskiego reżimu. Antysemityzm tego reżimu miał swoje korzenie poza chrześcijaństwem, a w osiąganiu swoich celów nie wahał się przeciwstawiać chrześcijaństwu, a także prześladować członków Kościoła.
Można jednak zapytać, czy nazistowskie prześladowania Żydów nie były ułatwione przez antyżydowskie uprzedzenia obecne w umysłach i sercach niektórych chrześcijan? Czy antyżydowskie uczucia wśród chrześcijan nie czyniły ich mniej współczującymi lub bardziej obojętnymi na prześladowania Żydów, dokonywane przez zwolenników narodowego socjalizmu, kiedy doszli do władzy?
[...] Z początku przywódcy Trzeciej Rzeszy chcieli wypędzić Żydów z ich kraju. Niestety, rządy niektórych zachodnich państw o chrześcijańskiej tradycji, w tym także niektóre państwa Ameryki Północnej i Południowej, stanowczo odmawiały otwarcia granic dla prześladowanych Żydów. Chociaż z pewnością państwa te nie mogły przewidzieć, jak daleko mogą się posunąć przywódcy nazistowscy w swych przestępczych zamiarach, przywódcy owych chrześcijańskich krajów byli świadomi trudów i niebezpieczeństw, na jakie byli narażeni Żydzi, żyjący na terytorium Trzeciej Rzeszy. W tej sytuacji zamknięcie granic dla żydowskich emigrantów, bez względu na to, czy dokonano go z powodu antyżydowskich uprzedzeń, politycznego tchórzostwa czy braku umiejętności przewidywania albo narodowego egoizmu, kładzie olbrzymi ciężar na sumieniach przywódców politycznych.
W krajach, gdzie naziści podjęli masowe deportacje, brutalność tych poczynań wobec bezbronnych ludzi powinna była prowadzić przynajmniej do pewnej podejrzliwości wobec nazistowskich zamiarów. Czy chrześcijanie udzielili wszelkiej możliwej pomocy prześladowanym, zwłaszcza Żydom?
Wielu pomagało, ale inni niestety nie. Nie wolno zapomnieć wielu ludzi, którzy pomogli ocalić życie Żydom, często robiąc wszystko, co było w ich mocy, aż do ryzykowania swojego życia. [...]
Niemniej, jak stwierdził papież Jan Paweł II, obok działań tych wszystkich odważnych ludzi, obecny był także duchowy opór i działania innych chrześcijan, które nie zawsze były działaniami, jakich można było oczekiwać od naśladowców Chrystusa. Nie wiemy, jak wielu chrześcijan w krajach okupowanych było przerażonych zniknięciem ich żydowskich sąsiadów, a jednak nie byli oni w stanie podnieść głosu w proteście. Dla chrześcijan ten ciężki wyrzut sumienia braci i sióstr z czasów II wojny światowej musi pozostać wezwaniem do pokuty. [...]
V. Spoglądając ku wspólnej przyszłości
Spoglądając na przyszłe relacje między Żydami a chrześcijanami, na pierwszym miejscu zwracamy się z apelem do naszych braci i sióstr katolików, by odnawiali w sobie świadomość hebrajskich korzeni ich wiary. Prosimy, by katolicy pamiętali, że Jezus był potomkiem Dawida, że Maryja Dziewica i Apostołowie należeli do ludu Izraela, że Kościół czerpie życie z korzenia owego krzewu winnego, w który zostały wszczepione dzikie gałęzie ludów pogańskich (por. Rzym. 11,17-24), i wreszcie, że Żydzi są naszymi umiłowanymi braćmi i rzeczywiście w dosłownym sensie naszymi starszymi braćmi.
U końca tysiąclecia Kościół katolicki pragnie wyrazić swój głęboki ból z powodu upadków swoich synów i córek na przestrzeni wszystkich wieków. Jest to akt pokuty (teshuva), ponieważ jako członkowie Kościoła jesteśmy powiązani przez grzechy i czyny wszystkich jego dzieci. Kościół odnosi się z głębokim respektem i wielkim współczuciem dla eksterminacji, Szoa, którego doświadczył naród żydowski podczas drugiej wojny światowej. Nie są to tylko słowa, ale wiążąca obietnica. Ponosilibyśmy ryzyko przyczynienia się do powtórnej śmierci ofiar najbardziej odrażającej zbrodni, jeśli nie mielibyśmy gorącego pragnienia sprawiedliwości, jeśli nie poświęcilibyśmy się pracy nad tym, by zło nie przezwyciężyło dobra, jak to miało miejsce z milionami dzieci narodu żydowskiego. Ludzkość nie może pozwolić, aby to wszystko kiedykolwiek mogło się powtórzyć.
Modlimy się, aby ból z powodu tragedii związanej z cierpieniem narodu żydowskiego w naszym stuleciu odnowił nasze relacje z narodem żydowskim. Chcemy przemienić świadomość grzechów przeszłości w mocne postanowienie budowania nowej przyszłości, w której nie byłoby już więcej antyjudaizmu wśród chrześcijan i antychrześcijańskich uprzedzeń wśród Żydów, lecz raczej wzajemny szacunek, który przynosi wspólną korzyść wierzącym w tego samego Stworzyciela i Pana i mającym tego samego ojca w wierze - Abrahama.
Wreszcie zapraszamy wszystkich ludzi dobrej woli, by głęboko zastanawiali się nad znaczeniem Szoa. Ofiary z wnętrza ich grobów oraz ci, którzy przeżyli, poprzez żywe świadectwo ich cierpienia wołają wielkim głosem, wzywając całą ludzkość. Pamiętać to straszliwe doświadczenie to znaczy być świadomym zbawczej przestrogi, którą ono zawiera: nie wolno pozwolić, by zepsute ziarna antyjudaizmu i antysemityzmu zakorzeniły się w jakimkolwiek ludzkim sercu.”
Kard. Edward Idris Cassidy (Przewodniczący)
Biskup Pierre Duprey (Wiceprzewodniczący)
Remi Hoeckman OP (Sekretarz)
Watykan, 16 marca 1998
„Szanowny Panie Prezydencie,
Jak Pan wie, od tygodnia stoi na uliczce Matiszcze mały betonowy mur, który stanowi wielkie zagrożenie. Wyraża on pogardę człowieka wobec człowieka. Złe rzeczy zaczynają się zawsze od drobiazgów. Ludzie w dwóch blokach przeszkadzają kilkunastu mieszkańcom na drugiej stronie ulicy, bo śmiecą, hałasują, śpiewają – każdy pretekst jest dobry. Przypominamy, że odgrodzenie Żydów zaczęło się od tego, że Żydzi mają wszy i tyfus plamisty. I też stanął dwumetrowy mur. A potem była Noc Kryształowa, potem obozy koncentracyjne, potem Zagłada. Czesi też mieli swoje doświadczenia w Terezinie i wiadomo do czego to doprowadziło. Wszystkie takie mury prowadzą do zbrodni ludobójstwa. Tuż pod bokiem, w małej Austrii, neonaziści są drugą co do wielkości partią. Ten mur jest z ich ideologii. Pobudza do tego, żeby, na przykład, niektórzy właściciele hoteli pisali „Romom (Cyganom) pokoi nie wynajmujemy”. To są początki.
Mamy nadzieję, że społeczność międzynarodowa nie dopuści do tego, żeby kraj z tak długą tradycją demokratyczną doprowadził do destabilizacji Europy. Sądzimy, że demokracja czeska jest dziś na tyle silna, by zdusić zarodki możliwej katastrofy. Tu nie wystarczą tylko słowa, które już były: Pana Prezydenta, Pana Premiera i parlamentu. Tu szybko muszą nastąpić czyny.”
Źródło: „Gazeta Wyborcza”, 19 października 1999 r.